Jestem za blisko, żeby Wam się śnic...

31.01.2011

Wywoływanie wiosny

Dzień jak co dzień. Pospałam nadmiernie, pomieszałam lęki nad nieuchronnością losu z nieukrywaną radością lesera, który nic nie musi. Czyli w sumie wyszłam emocjonalnie na zero.
Potem zjadłam śniadanie z Kingą Rusin. Fajna babka, prawie mi pożarła kanapeczkę, na bio ryżowym wafelku z dodatkiem amarantusa ( nie wiem co to za specyfik ale brzmi bardzo zdrowo i jak się to je to na pewno jest się bardziej, pod każdym względem)  na której spoczęło ukitrane mozolnie pesto z rukoli i avokado. Jami. I co z tego, że się tak rano napakowałam ekologią...wieczorami idzie mi gorzej. Sponsorem dzisiejszego była wołowina w sosie własnym z puszki. Tez ekologiczna i bio. Krowa żarła bio-trawę i piła Perier'a. No ale nie o tym. Foto ze śniadania z Kinią jutro (muszę obrobić, prosiła żeby ją trochę przeprasować) tymczasem wracam do wiosny. Przyniosłeś dziś do domu żonkile w doniczce. Mimo że mamy środek zimy. Powiedziałeś: 'trzeba wiosnę wywoływać na siłę'. Piątka za złotą myśl. Podałam Ci zupę i drugie (postarałam się) nawet nie beknąłeś 'dziękuję'. Teraz tak patrze na parapet. Na nim żonkile. Zmieniły nieco miejsce pobytu i dostały cudną kokardkę ze sznurka pakowego. Moja wyobraźnia zobaczyła Ciebie jak pstrykasz fotki swoim cud-telefonikiem...bo to są kwiatki dla niej. Dostała wiosennego mms'ka.

29.01.2011